Cześć i czołem. Wiem, moje notki są cholernie nieregularne. Jeśli ktoś interesuje się moim blogiem, to bardzo go przepraszam, ale cierpię na zanik weny twórczej (ha-ha-ha..) i trochę z czasem ciężko, bo przecież nikt za mnie nie będzie się obijał pod ciepłą kołdrą.
Dziś trochę inaczej, z tego względu, ze na jutro muszę napisać rozprawkę na język polski, więc tak sobie pomyślałam, że temat sam w sobie pasuje raczej do tych, które tu umieszczam, więc czemu nie? :) Prosiłabym o SZCZERĄ ocenę i zwrócenie uwagi na ewentualne błędy, będę wdzięczna!
• No więc zaczynam się ośmieszać w szkolnym zadaniu domowym •
"Tematem moich dzisiejszych przemyśleń jest znieczulica. Termin powszechnie znany i niestety, coraz częściej możemy go zaobserwować w życiu codziennym. Wpierw warto byłoby w ogóle wytłumaczyć pojęcie słowa "znieczulica". Otóż w moim mniemaniu jest to nic innego, jak obojętność i egoizm. Dlaczego nazywamy coraz częściej nazywamy to chorobą społeczną? Postaram się przedstawić swoje zdanie na ten temat w kilku argumentach.
Pierwszym z nich będzie sytuacja z życia wzięta, która miała miejsce w moim życiu stosunkowo niedawno. Mianowicie byłam umówiona ze znajomą. Śpieszyłam się trochę, więc nawet, gdy spotykałam znajomych po drodze odpowiadałam tylko szybkie "cześć" i szłam dalej w pośpiechu. Nagle po drugiej stronie ulicy, w parku, zauważyłam jak jakiś mężczyzna w średnim wieku się zatacza, a później upadł. Była to godzina szczytu, wszędzie pełno ludzi, więc nie było mowy o tym, że nikt prócz mnie tego nie zauważył. Najszybciej jak tylko mogłam, popędziłam w stronę mężczyzny. Od razu zaczęłam zadawać pytania, ale był nieprzytomny. Przechodzący obok mężczyzna (garnitur, skórzana teczka i buty z najwyższej półki) popatrzył na mnie i stwierdził, żebym nie robiła z siebie bohaterki, dla jakiegoś pijaczyny, że jemu się to nie należy.
Nie potrafię słowami (bynajmniej tymi cenzuralnymi) opisać tego, co wtedy się we mnie wzbudziło. Miałam ochotę nabluzgać temu facetowi, że zamiast mi pomóc, to jeszcze z uśmiechem komentuje zaistniałą sytuację. Cóż, nie było na to wszystko czasu, trzeba było działać. Serce mężczyzny pracowało, więc nie pozostało mi nic innego, jak zadzwonić po karetkę.
Gdy przyjechali, okazało się, że mężczyzna dostał zawału i gdyby nie moja dość szybka interwencja - prawdopodobnie zmarłby na miejscu. No, ale przecież każdy, kto leży na ziemi to pijak, czyż nie? Najłatwiej powiedzieć, że pijany. Najłatwiej spojrzeć, głupio skomentować i odejść. Ta sytuacja mocno nawiązuje do Przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, który jako jedyny zatrzymał się przy ledwo żywym mężczyźnie, opatrzył go i zapłacił za jego dalszą opiekę. Ja co prawda nie mogę się porównywać do Samarytanina, bo w gruncie rzeczy tylko zadzwoniłam po karetkę, aczkolwiek mam wrażenie, że gdyby nie ja, to nikt inny by tego nie zrobił. Bynajmniej nie na czas.
Do przedstawienia drugiego argumentu pozwolę sobie przytoczyć powszechnie znany obraz holenderskiego malarza Pietera Bruegla pod tytułem "Upadek Ikara". Na obrazie widzimy rolnika, pasterza i rybaka, którzy doskonale widzą, jak Ikar upada do morza, jednak wolą odwrócić głowę w bok i zająć się swoją codzienną pracą, niż pomóc tonącemu. W taki sam sposób widzę w naszych czasach obojętność, co do przemocy nad dziećmi. Ile się teraz słyszy w mediach o przemocy domowej? Często jest ona wymierzona właśnie w dzieci. Codzienne krzyki w domu, awantury, posiniaczone, niczemu winne dzieci.. tego nie da się nie zauważyć. Niestety, w naszych czasach ludzie zachowują się właśnie jak rolnik, pasterz i rybak - odwracają obojętnie głowy w drugą stronę, by się nie mieszać w czyjeś problemy. Bo tak jest łatwiej. Bo o ile łatwiej jest nie reagować na czyjąś krzywdę, niż wziąć sprawę w swoje ręce i zawiadomić odpowiednie organy społeczne? "Biedne dzieci, ale niech sobie cierpią, bo to nie moja sprawa, wolę się nie mieszać" - te słowa możemy najczęściej usłyszeć. Osobiście najbardziej śmieszy mnie to, że do interwencji dochodzi dopiero po tym, jak zdarzy się nieszczęście. Najczęściej jest to śmierć. Wtedy od razu wszędzie jest pełno ludzi, którzy twierdzą, że nic nie wiedzieli, że od razu by zareagowali. Cóż za wierutne kłamstwa! Zastanawiam się tylko, jak Ci ludzie później mogą sobie spojrzeć w twarz, gdy żyją ze świadomością, że gdyby zareagowali na czas, to prawdopodobnie ocaliliby ludzkie życie. Uważam też, że tacy ludzie są w takim samym stopniu winni zaistniałemu nieszczęściu, jak ten, kto je wyrządził.
Ostatnim moim argumentem jest egoizm i chamskość ludzi dla otoczenia. Chciałabym się tu odnieść głównie do osób starszych i inwalidów. Niestety coraz częściej widzi się na ulicy swego rodzaju przemoc wobec tych osób. Chociażby ostatnio miałam "przyjemność" być świadkiem szokującej sytuacji, gdy grupka wyrostków zaczepiała starszą panią. Kobieta ledwo ruszała się o własnych siłach, a Ci (za przeproszeniem ) gówniarze zaczęli wołać za nią wyzwiskami, bluzgami, jeden z nich chciał nawet podejść do staruszki, jednak mężczyzna, który akurat przechodził obok, zareagował przede mną i najzwyczajniej w świecie ryknął na tego chłopaka. Podeszłam do niej i zapytałam, czy wszystko jest w porządku. Odpowiedziała, że tak. Miała łzy w oczach, które starała się ukryć. Jej twarz była zmęczona i smutna. Czułam się, jakbym miała kołek w gardle, tak mi było źle. Kobieta nie chciała pomocy, podziękowała tylko i odeszła. W tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać nad tym, jaki ból musiało sprawić jej to wydarzenie. Tyle się niby mówi o szacunku i pomocy dla osób starszych.. tylko dlaczego nigdzie nie widać tego efektów? Całą sytuację porównałabym do kopania leżącego. Nie rozumiem, jak można być aż nieczułym, by zrobić coś takiego? Szczerze mówiąc mam nadzieję, że nigdy nie zaznam tego uczucia.
Podsumowując śmiało mogę stwierdzić, że znieczulica społeczna stała się chorobą. Bardzo poważną chorobą. Co gorsza - nie ma na nią lekarstwa. Sądzę, że powinniśmy się otwierać na ludzi i nie przechodzić obojętnie obok cudzego nieszczęścia, bo skąd mamy mieć pewność, że nas to nie spotka? Wierzę w karmę i w to, że gdy pomożemy komuś, za jakiś czas, gdy sami będziemy potrzebowali pomocy, otrzymamy tę pomoc.
To chyba na tyle, mam nadzieję, że da się to w ogóle jakoś przeczytać i że nie zaniżę sobie średniej ocen tą rozprawką. :D
Standardowo: Gdybyście mieli jakieś życzenia, co do notek, do śmiało piszcie na Facebooku, czy w komentarzach pod powyższym postem. :)
TAKE CARE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz