Witam.
Właśnie dostałam solidny opierdol za to, że nie prowadzę regularnie bloga. Nie spodziewałam się, że moje śmieciowe myśli, zamieszczane tutaj, są faktycznie przez Was pożądane, w mniej lub większym stopniu. To miłe. "Usprawiedliwię" się tym, że ostatnio moja psychika jest wystawiana na naprawdę cholernie ciężkie próby i najzwyczajniej nie mam czasu, ochoty i pomysłu na to wszystko. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Gdybym była jak większość osób, to nieszczerze napisałabym, że "mam tyyyyle nauki"... No cóż, nie mam zamiaru Was ściemniać, jest to żałosne i dziecinne do potęgi, a po ostatnich przeżyciach utwierdziłam się w tym jeszcze bardziej. Z ogłoszeń parafialnych dodam jeszcze chyba tylko tyle, że mojego Ask'a już nie ma i nie będzie, więc ze wszystkimi pytaniami uderzajcie bezpośrednio do mnie, chociażby na Facebook'u (tralalala i tak nikt się nie odważy napisać, wiem). No to jedziemy z tematem...
Jak wyżej wspomniałam, po ostatnich zdarzeniach w moim życiu, jeszcze bardziej zaczęłam doceniać prawdomówność. Od teraz każde kłamstwo skierowane w moją stronę, nie ważne, czy duże, czy błahe - będzie równie mocno gnojone przez moją osobę, o ile nie będzie powodem zakończenia znajomości z daną osobą. Do niedawna nie miałam chyba pojęcia, jak daleko człowiek może się posunąć w tej (jakże dojrzałej) czynności, jaką jest kłamstwo. Nawet nie chce mi się opowiadać, jak to wyglądało w moim przypadku.. ale uwierzcie - nic ciekawego z tego nie wynikło. W ogóle, ja pierdole, na cholerę ja Wam to piszę, skoro i tak każdy zna tę regułkę, że kłamać nie wolno, że kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.. chyba wyszłam z wprawy i staję się nudna.
Ostatnio się zastanawiałam nad niektórymi osobami, wokół których się jako tako otaczam i albo to ze mną jest coś nie tak, albo Ich zachowania są po prostu skrajnie nie na miejscu (?). Bo naprawdę ciężko mi zrozumieć sytuację, w której osoba, z którą nie rozmawiało się od hoho i jeszcze trochę - nagle do Ciebie pisze, wręcz prosi o odnowienie znajomości, choć z początku wcale nie masz na to ochoty. Okej, dobra mina do złej gry i się zgadzasz. No i co? I powtarza się historia, że Ty się produkujesz (nie wiedzieć po co), a tamta osoba ma Cię w dupie. Okej, rozumiem, nikt nie jest zmuszony do rozmowy ze mną, ale po co zaczynać coś, co i tak zmierza do nikąd, albo jeszcze dalej? Po co ludzie wychodzą z jakąś inicjatywą, skoro tak naprawdę nie mają najmniejszego zamiaru nic w tym kierunku zrobić? I to już nie chodzi o to, że czuję się zawiedziona, nic z tych rzeczy - po prostu zastanawia mnie i w pewnym sensie irytuje mnie sytuacja, w której człowiek, który zdążył poukładać sobie w miarę swoje życie w jakąś tam całość nagle ponownie ma na karku tamtą osobę, która niby chce, niby okej, ale i tak jest jak było. Czy ówcześni ludzie naprawdę są tak ograniczeni umysłowo, czy może raczej tak znudzeni swoim własnym życiem, żeby "żerować" na czyimś świętym spokoju? - Nie wiem, jak mam to lepiej ująć, sądzę, że skoro wysilacie się i wchodzicie na tę gównianą stronę, macie na tyle oleju w głowie, by zrozumieć mój niekompletny bełkot. Za to się ceni ludzi. :) W każdym razie - nie rozumiałam, nie rozumiem i nie zrozumiem czegoś takiego.
*Z góry przepraszam, że dziś tyle egoizmu zagościło na moim blogu, ale czasem trzeba być burakiem i pisać o sobie*
Niektórych ludzi nie zrozumiem. Z dnia na dzień zrywać znajomość. Bez słowa. Można się prosić i prosić, pisać i pisać, dzwonić i dzwonić... ale nie. Trzymanie ludzi w niepewności najwyraźniej sprawia niektórym przyjemność. To przykre, bo jeśli ktoś jest taką osobą, jak ja i nie zapomina z dnia na dzień ludzi, których (w ten czy inny sposób) się kochało, to ma naprawdę przesrane. Już nie chodzi o ponowne przywrócenie znajomości do jakiegokolwiek stanu.. Nawet odzew drugiej osoby w postaci "Spierdalaj, to koniec" byłoby CZYMŚ. Na pewno czymś o wiele lepszym, niż cisza. Cisza, cisza, cisza. Nienawidzę tego. Szczególnie, jeśli to trwa.. trwa i trwa i trwa. To wyniszcza człowieka, przynajmniej niektóre moje cechy wyniszczyło. Nie jest to wcale miłe, widzieć siebie z przed 3 miesięcy, w miarę radosną i ufną, a patrząc w lustro, widzieć kogoś, kogo w sumie się nie zna. Dlaczego? - bo jak widać nie znało się wcale osoby, którą miało się za przyjaciela. Chyba przyjaciela. Niektórzy moi znajomi mogą być już zmęczeni tym tematem, ale ja najzwyczajniej w świecie nie potrafię tak o, zapomnieć. Choć coś czuję, że niedługo będę do tego zmuszona.. A co jest najlepsze w tym wszystkim? To, że ufałeś bezgranicznie danej osobie, miałeś ją za chuj wie kogo. Mogłeś rzucić wszystko i lecieć do niej, z byle powodu. No i co masz z tej swojej dobroci? Gówno, jak zwykle. Tak już się chyba przyjęło na świecie, że jeśli nie jesteś chujem, to w chuja zostaniesz zrobiony, prędzej, czy później.
Zdaję sobie sprawę, że to, co wyżej (o ile w ogóle) przeczytaliście, raczej różni się od poprzednich wpisów, ale mainstream jest kiepski, więc taka oto odmiana raczej nikomu nie zaszkodzi. NO, chyba, że mnie. Mam pewną obawę, związaną z tym blogiem.. ale to może następnym razem. Dobrej nocy.
Podoba mi się Twój styl pisania - no może oprócz zbędnych wulgaryzmów, które jednakże rozumiem.
OdpowiedzUsuńDobre rozkminy nie są złe, więc post niezły, naprawdę. :) Cisza jest rzeczywiście najgorsza, choć nie wiem, czy "Spierdalaj, to koniec" byłoby lepsze. Może tylko trochę.
Co do sytuacji z angażowaniem się, z (za przeproszeniem) zawracaniem tyłka, to po prostu chore. Ta osoba chyba się nudziła, poczuła, że "o, brakuje mi Malwinki" i napisała. A Malwinka, skoro ją kochała, dała jej drugą szansę. Może nieco niechętnie, ale w głębi duszy jednak się nieco cieszyła, że może jednak.. coś się zmieniło. A jednak.
Czasem ludzie się nie zmieniają. Choć może inaczej - zawsze się zmieniają, każda zmiana jest dobra, aczkolwiek czasem źle wykorzystana. Takie moje nocne pieprzenie. Dzięki za wenę kocie, odwiedź mnie niebawem. ;)
Ach, jak miło! Tak, dziś wyjątkowo nie powstrzymałam się od klnięcia. W sumie wulgaryzmu w tym przypadku są adekwatne do obydwóch sytuacji.
UsuńTo znaczy wiesz.. w jednej jak i w drugiej sytuacji chodzi o całkiem inną osobę. I nie kochałam tej drugiej. Fakt, była to dosyć ważna osoba dla mnie, ale przestała (co proste nie było). No i jak zwykle, trzeba komuś wejść z butami w świeżo ogarnięte życie.
Naprawdę...zajebiście piszesz. Bardzo wciągające...oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. :*
UsuńAaa, czytam po kolei każdy wpis!
OdpowiedzUsuńJestes swietnna:>!